Tak grała niespełna dwulatka.
A tak radziła sobie czterolatka.
Dzisiaj wspólnie postanowiliśmy, że spróbujemy zacząć naukę gry. Nie wiem czy dobrze postąpiłam samodzielnie wprowadzając podstawy zamiast zlecić je profesjonalnie przygotowanej osobie?
Mały aniołek rwał się do gry i grał, jak popadnie, włączał melodie, pstrykał guzikami i próbował naśladować grę starszej siostry.
A czterolatka najpierw popatrzyła, jak gra babcia, wypowiedziała z tysiąc słów powtarzając to, co usłyszała o klawiaturze, układzie rączek i nutkach i... wzięła kartkę i kredki. Pomyśleliśmy, że to koniec pierwszej lekcji i naukę trzeba odłożyć. Jednak o dziwo, dziecko usiadło i wytrwale ćwiczyło, a na kartce zaznaczało czy dobrze zagrało czy źle. Jak dobrze, rysowała nutkę, jak źle rysowała nutkę i przekreślała ją. Babcia i rodzice chwalili, a siostrzyczka biła brawa po każdej udanej próbie.
Z satysfakcją stwierdzam, że trzy paluszki prawej rączki poradziły sobie z klawiaturą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz