-
Ale Pani córka ma dobrze. - Jak ja bym chciała mieć taką babcię,
jak Pani... Takie i podobne słowa usłyszałam parę dni temu od
kilku osób. Starsza wnuczka źle poczuła się w przedszkolu i
zadzwonili do rodziców, aby odebrali dziecko. Oboje w pracy. Żadne
z nich nie mogło odebrać dziecka. Babcia też w pracy, ale babcia
pracuje na część etatu. Telefon od córki. Króciutka rozmowa.
Babcia spogląda na zegarek i mówi: - za 15 min. kończę pracę.
Bądźcie spokojni, odbiorę i zajmę się dzieckiem. - Babcia stara
się szybko uporać z pracą. Niestety, wszystkich spraw nie udaje
się zakończyć w przewidzianym czasie i w rezultacie babcia w biegu
ubiera się i żegna pospiesznie. Opuszcza pracę około pół
godziny później. Po upływie kolejnych 5 min. babcia rozmawia z
wychowawczynią. Podaje swój numer telefonu, a Pani wpisuje go do
dziennika.
W
domu babcia opiekuje się wnuczką do powrotu rodziców, a w międzyczasie odbiera drugą wnusię z przedszkola.
Czy
mojej córce jest tak dobrze? Wątpię. Dzieci, rodzina, dom, studia
doktoranckie, praca, dojazd do niej 80 km w jedną stronę... A ja? Zwykła babcia. Jak każda kocham swoje
wnuczęta. Większość babć i dziadków pomaga, jak może, a tylko
na nielicznych nie można liczyć...